Dwa miasta straciły prawo do organizacji Euro 2020 z powodu trudnej sytuacji związanej z pandemią i braku gwarancji rozgrywania meczów z kibicami. Turniej nie odbędzie się na stadionach, na których rywalizować miała reprezentacja Polski.
UEFA dawała czas organizatorom, przeciągała podjęcie ostatecznej decyzji, ale w kwietniu – na niespełna dwa miesiące przed inauguracją zaplanowanego na okres 11 czerwca-11 lipca turnieju – klamka zapaść już musiała. Dublin i Bilbao, czyli 2 z 12 miast-organizatorów Euro 2020, straciły do niego prawa. Mecze z Dublina przejął Sankt Petersburg, który jest już areną zmagań grupy B. W Rosji dwa mecze – ze Słowacją i Szwecją – rozegra reprezentacja Polski. Z kolei Bilbao zastąpiono inną hiszpańską miejscowością, Sewillą.
Irlandia bez determinacji
W Dublinie i Bilbao przyjęto tę decyzję UEFA w odmienny sposób. – Czerwiec? To zdecydowanie zbyt wcześnie i zbyt szybko dla nas, aby wpuścić kibiców na trybuny. Jeśli nadal będzie się wywierać na nas presję, by zapełnić stadion w co najmniej 25 procentach, to będzie nam bardzo trudno o organizację Euro – mówił Leo Varadkar, wicepremier Irlandii, jeszcze zanim oficjalnie potwierdzono, że Aviva Stadium wypadł z listy aren Euro 2020. Kraj ten nie był mocno zdeterminowany, by utrzymać prawo do współorganizowania turnieju. Na skalę irlandzkiego entuzjazmu – a raczej jego braku – mocno wpłynął fakt, że ich reprezentacja nie zdołała zakwalifikować się na Euro. Gdyby otaczająca nas rzeczywistość była normalna, mielibyśmy czego żałować, bo na trybunach zasiadłoby zapewne sporo mieszkających na co dzień i pracujących w tym kraju Polaków, ale tak…
Potraktowani bez szacunku
Nerwów i złości nie brakuje za to w Bilbao. Kraj Basków zapowiada, że może nawet wystąpić do UEFA o odszkodowanie, powołując się na otrzymane z federacji jednostronne pismo z informacją o decyzji wykreślenia San Mames z listy aren Euro 2020. „W 100 procentach wypełnialiśmy podpisany w 2014 roku kontrakt z UEFA. Nie pozwolimy, by ludzie mieli wątpliwości, czy spełniliśmy kryteria, jakich wymagano od nas w ostatnich sześciu latach. Wszystkie spełnialiśmy w baskiskim stylu, traktując obowiązki odpowiedzialnie, poważnie, konsekwentnie i profesjonalnie. Nie pozwolimy, aby w świat został wysłany obraz ukazujący Kraj Basków, Bilbao i władze w niekorzystnym świetle. Czujemy się potraktowani bez szacunku. Decyzja została podjęta bez żadnego spotkania z przedstawicielami komitetu organizacyjnego” – czytamy w oświadczeniu rządu Kraju Basków.
Najważniejszy argument
Baskowie potwierdzają jednak, że przez wzgląd na odpowiedzialność w walce z pandemią zadecydowali o niewpuszczeniu kibiców, by chronić region przed kolejną falą koronawirusa. Dla UEFA to najważniejszy czynnik i argument, który skłonił do przekazania Euro w ręce Andaluzji, czyli Sewilli. Tam na trybuny ma wejść minimum 15 tysięcy kibiców. Polska zagra w Sewilli z Hiszpanią 19 czerwca. Na Estadio La Cartuja obok 3 spotkań grupowych ma też odbyć się 1/8 finału.